czwartek, 24 września 2015

Dzień 1 - przyjazd

Pierwszy dzień w UK za nami. Umówiony gościu odebrał nas wczoraj wieczorem z lotniska i przywiózł na pokój. Pokój sam w sobie okej, ludzie którzy mieszkają w pozostałych pokojach także wydają się spoko, ale widziałem ich tylko raz jak na razie.
To co mnie zaskoczyło pierwszego dnia to:
- architektura tutaj wygląda jak z Auschwitz. Jak Wam jutro wrzucę zdjęcie sprzed domu to się zesracie. Byłem w swoim krótkim życiu już w całej Europie, mieszkałem w różnych miejscach, z niejednego chleba piec jadłem, ale te widoczki tutaj to ja pierdole. Ale żeby być sprawiedliwym to okolica jedynie wygląda źle, jak na razie był spokój. Nikt się nie wydziera po nocach (nocy jednej na razie), nie stoi w kątach patologia no i do centrum jest blisko.
- Na wszystko się trzeba umawiać. Chce NIN? Muszę się umówić. Chce konto w banku? Muszę się umówić. Złapała mnie sraczka, wbijam do knajpy pytam się o kibel, a kelner mi mówi: "przykro mi, potrzebna jest rezerwacja". To ostatnie zmyśliłem, ale pewnie tak by było.
- Murzyni i muzułmanie. Oni mnie nie dziwią, dziwi mnie fakt że w mieście do którego trafiłem (północna Anglia) w ogóle ich nie ma. Przez kilka godzin popierdalania po centrum zliczyłem 6 murzynów (tak dokładnie, liczyłem i co z tego?) i jedną cygańską rodzinę. To mnie zaskoczyło, bo myślałem że będzie wiele różnych kultur, ale widocznie jest to domena większych miast.
- Język. Za chuja nie rozumiem co mówią. Dobra przesadzam, rozumiem, ale na pewno mówią inaczej i przejdzie jeszcze wiele milionów uchodźców przez granicę zanim zacznę się z nimi porozumiewać swobodnie i znajdę coś lepszego niż gównopraca.

Plan na jutro:
- otwarcie konta w banku,
- pójście do agencji pracy i udawanie, że gównopraca za najniższą stawkę to szczyt moich ambicji.

P.S Nasz fundusz w dniu przyjazdu wynosił 2020 funtów. Na razie jest to do niczego nie potrzebne, ale potem mi i wam się przyda. Ale to później, teraz idę w kimę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz