sobota, 26 września 2015

Dzień trzeci: pierwszy dzień pracy

Terefere, tralala mam robotę gra gitara. - Jak to odpowiednio przeczytasz to się zarymuje.
Do pracy mieliśmy na 10, praca w samym centrum miasta, 15 minut z buta od domu. W pracy było spoko, ale zmachałem się bardziej niż w niektórych holenderskich magazynach. Od razu powiedzieli nam że potrzebują kogoś na kasę, do obsługi klientów  to wysłałem tam Milenę, pomimo tego że gorzej mówi ode mnie po angielsku. Motywowały mnie rzeczy następujące:
- jest moją kobietą i musi mieć łatwą, stałą pracę, a nie ganiać z kartonami czy coś takiego.
- ja jestem pojebany, i jednego dnia mowie ze uwielbiam swoja pracę, a drugiego rzucam ją w pizdu. Mam nadzieję że do takiej sytuacji tym razem nie dojdzie, ale gdyby tak się stało to Milenie zostanie całkiem fajna fucha i nie będzie musiała zmieniać swojego życia z uwagi na moje pojebanie.

W pracy tłok jak sam skurwysyn, około 100-120 kilentów na godzinę. Idę na sklep i widzę że brakuje 6 zgrzewek piwa. Wracam po 5 minutach ze 6 zgrzewkami i widzę, że brakuje już nie 6, a 10 - no ja pierdole.

W ogóle po tej Holandii, to mam taki strach że mnie wyjebią lada dzień, bez ostrzeżenia i nawet bez kopa w dupę. Nie wiem czemu, jakiś taki płochy się robię.

Przepracowałem dziś 7 godzin i 53 minuty, a praca polegała na wykładaniu produktów na półki, wypiekaniu bułek, zamiataniu podłogi, taki totalny lajcik. Ale będąc szczerym nie opierdalałem się wcale, poważnie. W końcu mam normalną robotę to się przyłożę, czemu nie.

Na jutro wzięli Milenę od 10 do 18 na kasę, a mi boss powiedział że jak mi się chce to mogę przyjść na 11, a jak nie chce to wyjebka i mogę se wziąć wolne. Oczywiście powiedziałem że wolę iść do pracy, bo w sumie nie mam tu nic innego do roboty, a hajs mi się musi zgadzać, bo za pokój bulimy tyle jakby w cenę wliczona była pokojówka i transport helikopterem do pracy.
Kiedyś w Holandii miałem taką sytuację że wychodząc w piątek z pracy kierownik życzył mi miłego weekendu i powiedział że do zobaczenia w poniedziałek, a jak wyszedłem z budynku, to dostałem telefon że mnie wyjebali. Chuj wam w dupę Holandia, nienawidzę was i wszystkiego waszego!

P.S Na fotkę wpisu wstawiłem zdjęcie bananów ze sklepu ponieważ:
- jestem pojebanany
- wiem kto to Lana Banana

1 komentarz:

  1. Musze przyznać ,że to pierwszy emigracyjny blog od dawna,który mnie zaciekawił. Życzę powodzenia w UK i czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń