
Ale żeby nie było za kolorowo, to okazało się że bez NIN'u nas nie zatrudni. Dała nam do siebie, numer i email i kazała wysłac CV jak będzie NIN. No chuj tam myślę, rozmowę o nin mamy 6 października, czyli za około 2 tygodnie, a potem jeszcze będziemy musieli czekać 2 tygodnie na list z NINem. Jak bez tego ninu nas nigdzie nie zatrudnią, to się postny miesiąc szykuje.
W każdym razie babeczka poprawiła nam humor, bo może znajdziemy coś innego niż gównopraca. W tym miłym uniesieniu poszliśmy do polskiego sklepu i Milena w chwili natchnienia zapytała się kasjerki o prace. Kasjerka żeby iść do szefa, a szef gada że ma właśnie 2 wolne miejsca, bo dwie osoby się zwolniły. I w ten właśnie sposób zdobyliśmy drugiego dnia naszą pierwszą pracę w UK.
Cieszę się, że będę robił coś normalnego, do pracy chodził z buta na dziewiątą i takie tam. Dla mnie bomba, bardzo się cieszę.
Oczywiście mam pewne obawy, a największe z nich to pieniądze. Jestem w UK dopiero dwa dni i nie rozróżniam ich pieniędzy. Poszedłem potem do sklepu i rozmieniłem trochę bilonu i uczyłem się jak dana moneta wygląda, ale jeszcze trochę mi brakuje. Taka pierdoła, a jaka istotna.
Tego banku dalej nie załatwiłem, bo trzeba się umówić na wizytę, a przez neta tego nie zrobię bo chcą wiedzieć gdzie mieszkałem przez ostatnie 3 lata w UK. W dupie proszę Państwa, w dupie.
Plan na jutro: iść do pracy i nie dać się wyjebać.
P.S Jak obiecałem, na początku wpisu widoczek po wyjściu z domu. No Himmler byłby pod wrażeniem
Powodzenia!
OdpowiedzUsuńPraca w polskim sklepie na start nie jest zla, po jakims czasie proponowalabym rozejrzec sie jednak za czyms bardziej ambitniejszym.
Jedna rada...pamietajcie, ze na emigracji Polak Polakowi wilkiem... zreszta pewnie bedziecie mieli okazje sie o tym przekonac.
Gdzie konkretnie mieszkacie? Manchester? Leeds?
PS. Chyba za bardzo sie uniosles jesli chodzi o surogatki... ;)
Nie chcę pisać gdzie mieszkamy, bo mam zamiar poruszać na blogu sprawy finansów i prawdziwe opisy życia i sytuacji. Owszem, czasami Polak Polakowi wilkiem, ale po 2 latach w Holandii i obcowania z dilerami, złodziejami, dresami, pojebańcami i oszustami w agencjach to my jesteśmy wilki. Nie jesteśmy też na tyle pojebani, żeby pracować u Polaka. Właścicielem jest turek, ale nie taki z turbanem, tylko z rolexem i mercedesem, więc myślę że będzie spoko.
Usuń